Wybierz język

Polish

Down Icon

Wybierz kraj

Germany

Down Icon

„Titanic” | Sauerland-Syzyf Friedrich Merz

„Titanic” | Sauerland-Syzyf Friedrich Merz
Merz poznaje funkcjonowanie płuc z badań Straussa, a medytację liczbową z Kohlizmu i buddyzmu.

Książki o bieżących wydarzeniach i postaciach, które rzekomo są szczególnie aktualne, nieuchronnie noszą piętno pośpiechu i pośpiechu. Ma to negatywny wpływ na czytelność, treść i jakość. Im krótszy jest czas między impulsem do napisania pracy a jej ukończeniem, tym bardziej nijaki bywa efekt końcowy między dwiema okładkami.

Nie dotyczy to jednak „definitywnej autobiografii Friedricha Merza”, wydanej przez redaktorów „Titanica”: Fabiana Lichtera, Sebastiana Maschuwa i Leonarda Riegela, choć książka ledwo przekracza 100 stron. Jej objętość trafnie oddaje nudne życie Friedricha Merza, tak banalne i nieciekawe, że nie warto by o nim opowiadać, gdyby nie fakt, że ostatecznie został kanclerzem – z powodu egomanii, nadmiernej pewności siebie, amnezji wyborczej i czystej wytrwałości.

Od dzieciństwa spędzonego w Brilonie w regionie Sauerland, w czasach Adenauera, kiedy „w kiosku za rogiem można było dostać gratis pudełko papierosów Roth-Händle wraz z broszurą Karla Maya”, a na lekcjach wychowania fizycznego wciąż praktykowano „ćwiczenia wykroków”, poprzez szalone dni Merza w kółkach czytelniczych im. Franza Josefa Straussa , w których starał się „intelektualnie dołączyć do piwnej szkoły wielkich osobistości CSU”, autorzy opisują jego drogę do władzy w Republice Bońskiej w autofikcyjnej formie – jako wyznaczonego następcy superkanclerza Helmuta Kohla.

Ale jego rozwój został zahamowany. Po pierwsze, przez „triumfalny marsz 68-latków z koalicją Czerwono-Zielonych” w 1998 roku, który wcielił w życie jego „pojęcie skutecznej polityki społecznej” – „Zabierz coś, a zostanie mniej” – pojmowanie, które wpajano mu od podstawówki: „Nawet z perspektywy czasu można jedynie nazwać nieprzyzwoitym, jak bezlitośnie rozmontowali państwo opiekuńcze Agendą 2010. Przecież doskonale wiedzieli, że sam bym tego chciał”. A potem, oczywiście, był jego arcywróg, Angela Merkel, która, jak wiadomo, została „pochłonięta” przez Edmunda Stoibera dopiero w 2002 roku w Wolfratshausen w sprawie kanclerza, ale mimo to pozwolono jej odebrać Friedrichowi Merzowi przewodnictwo w frakcji parlamentarnej.

Głęboko zraniony swoim narcyzmem, odwrócił się od polityki, rozczarowany i zagubiony. Ta autobiografia opowiada wyjątkową historię o tym, jak Merz w końcu odnalazł swoje tymczasowe, nowe powołanie w finansach międzynarodowych – poprzez doświadczenie duchowe. Politycznie bezdomny, poleciał do Tajlandii swoim prywatnym odrzutowcem, schronił się w klasztorze buddyjskim w poszukiwaniu sensu i medytował, a przynajmniej udawał, że medytuje. „Wtedy uderzyła mnie boska iskra. Słyszałem, jak naczelny mnich i jego koledzy ślęczą nad księgami rachunkowymi. Liczby, które wykaligrafowali w kolumnach, jarzyły się jasną, socjaldemokratyczną czerwienią. Postanowiłem wcielić w życie to, czego nauczyłem się za kanclerza Kohla”. „Nie da się pisać o „fałszowaniu danych sprzedażowych” bez ZEN”. Oczywiście, za „niewielką prowizję” Merz fałszuje bilanse mnichów i udziela im wskazówek, jak inwestować swoje aktywa w „pewne akcje” holdingu.

Nagle uświadamia sobie, jaki jest jego cel po odejściu z polityki. Wystarczy telefon do dobrego przyjaciela, a Merz może realizować swoje powołanie w dużej globalnej firmie zarządzającej aktywami – BlackRock. Jego credo: „Świat pożyczyliśmy tylko od naszych dzieci! Zarządza nim powierniczo BlackRock”.

Prowadzi życie niczym Leonardo DiCaprio w „Wilku z Wall Street”. Jednak nawet 20 lat później jego uraza do Angeli Merkel jest tak głęboka, że ​​odpowiada na wołanie o pomoc płynące z CDU, by wyzwolić partię i ojczyznę spod rządów „brzoskwini jak z miski” ze Wschodu.

„Autobiografia” pełna jest pełnych nienawiści tyrad skierowanych przeciwko jego odwiecznemu wrogowi. Nazywa ją „manifestacją nędzy”, mówi, że cuchnie „smażonymi ziemniakami i pleśnią” i jest „czarną wdową”, która „połknęła swoich przeciwników jak wschodnioniemiecka pani Pac-Man”. Merz zastanawia się: „Kto mógłby nadać tej podupadłej partii nową twarz? Rozwiązanie było oczywiste: starą twarz”. Chociaż jego powrót na krajową scenę polityczną naznaczony jest niepowodzeniami, ponieważ dwukrotnie przegrywa wybory na przewodniczącego partii, nie zraża to Merza, znanego w partii jako „Sauerland Syzyf”.

Merz nie ukrywa, że ​​jego ostateczny awans na stanowisko kanclerza oznacza, przynajmniej finansowo, krok w dół. Mówi jednak: „W życiu nie zawsze chodzi o pieniądze. Czasami chodzi po prostu o ego”. Radzi jednak swoim współobywatelom, aby postąpili odwrotnie: zrezygnowali z indywidualnych dążeń do szczęścia dla dobra całych Niemiec. „Nie pytajcie zawsze o siebie. Chodzi o zbiorowy wysiłek na rzecz całego społeczeństwa. Krótko mówiąc: w rozwoju nie ma miejsca na «ja»”. Merz postrzega swoje zwycięstwo wyborcze jako spóźniony, ale ostateczny triumf nad pokoleniem '68 i jego intelektualnym potomstwem. Era Habecków i im podobnych dobiegła końca. „Przeszli od komun napędzanych haszyszem we Frankfurcie i Berlinie do konfliktu zbrojnego, tylko po to, by zmusić nas dziś do zainstalowania pompy ciepła na naszych podwórkach. Zupełnie szalony pomysł, oczywiście, który nigdy nie mógłby się powieść”.

Poza naciskiem na więcej pracy, jego kampania przeciwko obcokrajowcom stanowi jeden z filarów polityki Merza. Zajmując stanowcze stanowisko w sprawie migracji, sugeruje swoim czytelnikom, że przynajmniej powstrzymuje AfD przed czterokrotnym wzrostem poparcia w sondażach i wyborach, co kiedyś obiecał zmniejszyć o połowę. Uważa, że ​​„gdybyśmy wszyscy więcej pracowali, prawicowy ekstremizm nie miałby nawet czasu, by się odrodzić. Tak, posunąłbym się nawet do stwierdzenia: czas wolny jest wylęgarnią faszyzmu”.

Wydawnictwo Satyr Publishing ogłosiło niedawno, że magazyn biznesowy wycofał z powodu „obecnej, coraz bardziej niestabilnej sytuacji politycznej” dwustronicową rozkładówkę zawierającą fragment książki. Według wydawcy, zależało im na „zachowaniu neutralności politycznej”. Takie niezrozumiałe, choć niestety nie do końca zaskakujące, reakcje lokalnych mediów pokazują, jak ważne są tego typu dzieła.

Fabian Lichter, Sebastian Maschuw: Nareszcie Kanclerz! Kompletna autobiografia Friedricha Merza. Zilustrował Leonard Riegel. Wydawnictwo Satyr, 112 stron, twarda oprawa, 18 euro.

nd-aktuell

nd-aktuell

Podobne wiadomości

Wszystkie wiadomości
Animated ArrowAnimated ArrowAnimated Arrow